Spojrzałam jeszcze kilka razy na wyświetlacz telefonu. Nie widziałam po co dzwoni Elizabeth, w końcu miałam się z nią spotkać za jakieś 2 h, by dać jej notatki z lekcji.
- Justin, przepraszam cię. Muszę odebrać. - wstałam i spojrzałam się na niego.
- Nic nie szkodzi, odbierz. Skoro się do ciebie dobija, to musi być to coś ważnego. - uśmiechnął się pod nosem i wziął łyka kawy. Odwzajemniłam uśmiech i wyszłam na chwilę z kawiarenki.
- Eliza, co się stało? - zapytałam patrząc się na Justina, który również grzebał w swoim telefonie i co jakiś czas brał łyka kawy. Obróciłam głowę ku jakiemuś sklepowi i oczekiwałam, aż Elizabeth wszystko mi wyjaśni.
- Gdzie jesteś? - zapytała mnie przyjaciółka.
- W galerii handlowej, a co się stało? - podrapałam się w głowę oczekując upragnionej odpowiedzi.
- Proszę cię, przyjdź szybko do mnie. To nie jest rozmowa na telefon.
- Ale przecież mam do ciebie przyjść za jakieś 2 h, nie może poczekać ta rozmowa? - powiedziałam spoglądając co jakiś czas na Justina.
- Tilde, naprawdę ta rozmowa nie może czekać!
- No okej, okej. Za jakieś 15 minut będę. - rozłączyłam się i postanowiłam wrócić do Justina. Gapiłam się przez chwilę w telefon zastanawiając się, co takiego Elizabeth ma mi ważnego do powiedzenia. Stałam przed naszym stolikiem jak zablokowana wpatrując się w wyświetlacz telefonu. Ta rozmowa z przyjaciółką była dziwna, mówiła z lekkim podenerwowanym głosem.
- Wszystko w porządku? - powiedział Justin patrząc się na mnie jak na idiotkę. Wyrwał mnie z transu, który przez chwilę mnie ogarnął.
- Tak, tak. - powiedziałam siadając przy stoliku. Spojrzałam na godzinę i schowałam telefon do kieszeni.
- Na pewno wszystko w porządku? Przed telefonem byłaś radosna, a teraz nagle spoważniałaś. - spojrzał na mnie z troską w tych jego cudownych oczach. Nagle wstałam.
- Justin.. Przepraszam cię, ale muszę już iść. Dokończymy tą kawę kiedy indziej. - powiedziałam, a on wstał za mną.
- Nie no, w porządku. - wziął łyka kawy. - Może cię odprowadzić?
- Nie, nie. Po prostu muszę iść szybko do mojej przyjaciółki, ma mi coś ważnego do powiedzenia. - wzięłam torbę i wsunęłam krzesełko. - Do zobaczenia Justin. - uśmiechnęłam się i chciałam już wychodzić, jednak Justin mi przerwał.
- Poczekaj! - zbliżył się do mnie, a ja się odwróciłam. - Jeśli będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy, dzwoń. - powiedział uśmiechając się i wręczając mi kartkę z numerem telefonu. Ja nic nie powiedziałam, po prostu kolejny raz posłałam mu uśmiech i wyszłam.
Kierowałam się w stronę domu Elizabeth. Ten telefon nie dawał mi spokoju, kolejny raz czułam w kościach, że za chwilę dowiem się jakieś złej wieści. W pewnym momencie zaczęłam biec, by być już jak najszybciej przed domem przyjaciółki. Ludzie patrzyli się na mnie dziwnie, jednak nie przeszkadzało mi to. Najlepsza przyjaciółka w tej chwili potrzebuję mojej pomocy, a ja muszę jej pomóc. Prawie dobiegłam na miejsce, kiedy w oddali zauważyłam, że przyjaciółka siedzi na schodach przed drzwiami wejściowymi i najwyraźniej rozgląda się za mną. Kiedy mnie zauważyła wstała i zmierzała w moim kierunku.
- Eliza. - przytuliłam ją z całych sił, a ona wtuliła się we mnie.
- Nareszcie jesteś. - spojrzała na mnie łapiąc mnie za rękę, kierując się do jej domu.
- Możesz mi powiedzieć co się stało? - zapytałam.
- Dowiesz się wszystkiego na miejscu. - odpowiedziała, a za chwilę znaleźliśmy się w jej domu. Widok mnie zaskoczył. Przy ścianach stały kartony, a wszystkie obrazy były pozdejmowane. Obawiałam się najgorszego - Elizabeth się wyprowadza. Usiedliśmy na kanapie.
- Chcesz coś do picia? - zapytała wstając.
- Nie Elizabeth, chcę się dowiedzieć co się takiego stało, choć zapewne już wiem.. - westchnęłam i spojrzałam na kartony. Przyjaciółka usiadła koło mnie.
- Uwierz, że ja naprawdę tego nie chcę. - spuściła głowę w dół, a ja wpatrywałam się w ścianę. - Wiesz, że ostatnio było nam ciężko. Pożyczaliśmy od twojego ojca pieniądze, tonęliśmy w długach. - zaczęła. Spojrzałam się na nią. - Ale zła passa chyba minęła. Mój ojciec znalazł całkiem dobrą pracę w Waszyngtonie. - spojrzała się na mnie.
- W Waszyngtonie?! Przecież to prawie 350 km od Nowego Jorku! - łzy napływały mi powoli do oczu.
- Wiem Tilde, wiem! - złapała mnie za rękę. - Ale zrozum.. To pomoże wyjść nam na prostą. Ja nie chcę się wyprowadzać, nie chcę zostawiać ciebie i tych wszystkich pięknych chwil, które tutaj przeżyłam, ale muszę. - jej głos się załamał. Po chwili łza spłynęła po moim policzku. Przybliżyłam się do Elizabeth i objęłam ją z całych sił.
- Moja mama powiedziała, że będziesz mogła przyjeżdżać do mnie na ferie i wakacje oraz dłuższe weekendy. Także ja będę tutaj przyjeżdżać do cioci. - mówiła zachrypniętym głosem. Wypuściłam ją z uścisku i spojrzałam na nią.
- No właśnie ciocia.. Nie da rady byś u niej zamieszkała?
- Gadałam już o tym z matką, ale nici. - Elizabeth spuściła głowę. Głośno westchnęłam, ale za chwilę przypomniały mi się słowa Justina " bądź silna! " Złapałam Elizę za ramię, a ta na mnie spojrzała.
- Eliza.. - przełknęłam ślinę. - Musimy być silne, przetrwamy to. W końcu przetrwaliśmy inne złe chwilę, więc to również przetrwamy.. Odległość nie znaczy przecież nic, gdy ktoś znaczy dla nas wszystko. - uśmiechnęłam się. Elizabeth wytarła z łez swoje policzki.
- Masz racje. Skoro przetrwałyśmy inne złe chwilę, to i przetrwamy tą rozłąkę. - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
Siedziałyśmy na schodach przed jej domem, przypominając sobie wszystkie chwilę, które przeżyłyśmy razem od dziecka.
- Halloween 3 lata temu to było coś.. - powiedziałam.
- No.. I ten twój strój pingwina. - Elizabeth zaśmiała się. Walnęłam ją delikatnie w ramie.
- Ej, no co. Lubię pingwiny. - starałam zachować powagę, lecz za chwilę obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Będziesz dzwonić? - zapytała mnie.
- Oczywiście, codziennie. - uśmiechnęłam się. - Kiedy wyjeżdżasz?
- Dzisiaj o 21.
- A co ze szkołą? Dyrektorka o tym wie?
- Tak, mama już była. - powiedziała i nastała niezręczna cisza. Swój wzrok przeniosłam na pewnych panów, którzy pakowali wielkie pudła do ciężarówki.
- Tilde.. - usłyszałam swoje imię. Odwróciłam głowę w stronę przyjaciółki.
- Tak?
- Nosisz ją? - powiedziała podwijając rękaw swojej bluzy. Po chwili ujrzałam kolorową bransoletkę.
- Oczywiście, że tak. - uśmiechnęłam się i również podwinęłam rękaw.
- Kolorowe koraliki, a tak wiele znaczą. Będzie mi ciebie przypominać ta bransoletka w nowym domu. - uśmiechnęła się..
- Mnie ciebie też oraz te wszystkie złe, wspaniałe i śmieszne chwilę. - spojrzałam na nią. Po chwili znowu tkwiłyśmy w swoich objęciach.
Musiałam już wracać do domu. Stanęłyśmy furtką wpatrując się w siebie.
- Nie zapomnij o mnie. - powiedziałam.
- Nigdy w życiu. - Elizabeth uśmiechnęła się. Przytuliłam ją ostatni raz i przekroczyłam furtkę. Powoli odchodziłam. Odwróciłam się i ostatni raz jej pomachałam.
Wracałam do domu cała zapłakana oraz roztrzęsiona. 2 tygodnie temu zmarła mi matka, a teraz moja najlepsza przyjaciółka wyprowadza się daleko ode mnie. Najbardziej boli mnie świadomość, że nic już nie będzie tak jak dawniej oraz, że nikogo nie mam oprócz ojca. Nie rozumiałam dlaczego tyle problemów spadło na mnie w tak małym czasie. Moje życie było teraz jedną wielką zagadką, której ja nie mogłam za cholerę rozwiązać. Potrzebuję się wyciszyć, jednak w garść jak na razie nie mogłam się wziąć. Za dużo myśli mnie dręczyło. Co jeśli Elizabeth o mnie zapomni? Co jeśli spotka tam wspanialszą przyjaciółkę ode mnie? Choć wiem, że na pewno spotka nowych znajomych i istnieje taka możliwość, mam nadzieję, że jednak nasz kontakt się nie urwie. Doszłam do domu i stanęłam przed drzwiami. Wytarłam łzy, wzięłam głęboki oddech i weszłam do domu. Chciałam powiesić kurtkę na wieszak, jednak usłyszałam swoje imię.
- Tilde, gdzie byłaś? - zapytał mnie ojciec zbliżając się do mnie. Spojrzałam na niego i po chwili poczułam odrzucający zapach alkoholu. Cholera.. Nie dość, że przed chwilą dowiedziałam się, że Elizabeth się wyprowadza, to jeszcze mój ojciec złamał obietnicę i sobie wypił.. Dużo wypił..
- Byłam u Elizabeth.. - spuściłam głowę i chciałam iść do kuchni, jednak ojciec mi w tym przeszkodził.
- Dzwoniła twoja nauczycielka. Ciesz się, jutro nie idziesz do szkoły, bo są próbne matury.
- Świetnie. - uśmiechnęłam się sztucznie i chciałam iść do kuchni, ale ojciec nadal nie chciał dać mi przejść.
- Dokąd to? A obiad? Ile mogłem czekać? - zapytał mnie.
- Tato, ile razy ci już mówiłam? Nie pamiętasz wczorajszej rozmowy? - zaczęłam się go bać.
- Byłem pijany, nie wiedziałem co gadam.
- Teraz też z pewnością jesteś, śmierdzisz alkoholem! - wydarłam się i wyrwałam się ojcu. Podeszłam do barku i wyjęłam z niego wszystkie butelki alkoholu.
- Nie zachowuj się jak dzieciak! - krzyknęłam i zbiłam butelkę o panele. Ojciec do mnie podbiegł.
- Co ty robisz, oszalałaś?!- zaczął na mnie krzyczeć.
- Nie pozwolę na to, żebyś marnował sobie życie przez coś takiego! - łzy napływały mi do oczu.
- Ale to moje życie i żadna smarkula nie będzie mi się w nie wtrącała! - złapał mnie za nadgarstek, a ja jęknęłam z bólu. - Oddaj mi te butelki! - krzyknął.
- Nie! - odpowiedziałam i za chwilę poczułam ból na swoim policzku. Kolejny raz to zrobił, uderzył mnie. Spojrzałam się tylko na niego, rzuciłam alkohol na sofę i zmierzałam ku drzwi. Odwróciłam się.
- Nie jesteś moim ojcem, zamieniłeś się w potwora! - krzyknęłam, a łzy leciały mi strumieniami. - Nienawidzę cię! - tupnęłam nogą, ubrałam się i wyszłam z domu. Biegłam ile sił w nogach. Chciałam umrzeć, znaleźć się w niebie z moją mamą. Potrzebowałam również Elizabeth, ale ona z pewnością jest już w drodze do Waszyngtonu. Usiadłam na ławce, schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać. Gdzie miałam iść? Nie miałam dokąd, do domu nie mogłam wrócić, bo ojciec z pewnością dostałby furii, gdyby mnie teraz zobaczył po tym, co przed chwilą powiedziałam. Włożyłam rękę do kieszeni mając nadzieję, że są w niej jakieś chusteczki higieniczne, jednak zamiast paczki chusteczek wyciągnęłam karteczkę. Spojrzałam na nią, a po chwili ukazał mi się numer telefonu do Justina. Otarłam łzę i spojrzałam się w niebo. " Dzwoń wtedy, kiedy będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy " - przypomniały mi się słowa Justina. Nie wiedziałam czy dzwonić, czy nie. Przecież on ma na pewno swoje sprawy na głowie, nie chciałam go obarczać swoimi problemami, jednak po chwili zastanowienia zdecydowałam, że pójdę do niego do domu. Chociaż naprawdę tego nie chciałam, nie miała innego wyjścia. Weszłam do kamienicy w której mieszka Justin i wchodziłam po schodach na jego piętro. Stanęłam przed jego drzwiami i nie wiedziałam co robić. Zapukać, czy nie? Wpatrywałam się przez chwilę w wycieraczkę szukając jakiegoś innego rozwiązania, ale niestety nic mi nie mogło przyjść do głowy. Westchnęłam i zapukałam, jednak nikt mi nie otwierał. Spuściłam głowę w dół i usiadłam na schodach. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Była godzina 21: 30. Postukałam chwilę w wyświetlacz telefonu, kiedy jednak przypomniałam sobie akcje z dnia, kiedy go pierwszy razy spotkałam w parku. Powiedział, że wraca z pracy. Była to wtedy godzina około 22, czyli tutaj być może pojawi się o 22:10. Oparłam się o ścianę licząc na to, że rzeczywiście Justin niedługo się pojawi.
Zbliżała się 22:20. Powoli zniechęcałam się siedzeniem na klatce. Westchnęłam i postanowiłam do niego zadzwonić. Wykręcałam numer, który był podany na klatce, ale jednak usłyszałam swoje imię.
- Tilde?! Co tutaj robisz? - powiedział Justin zmierzając ku mnie. Ukucnął, złapał mnie za rękę i próbował dojrzeć moje czerwone i podpuchnięte oczy od płaczu. Niechętnie podniosłam głowię i spojrzałam na niego. Przymknęłam oczy, a po chwili poczułam, jak łza spływa mi po policzku.
- Justin.. - szepnęłam. - Mogę prosić o to, byś mnie w tej chwili przytulił? - spojrzałam na niego. Chłopak bez żadnego słowa usiadł koło mnie i wtulił mnie w siebie. W tym momencie pozwoliłam swoim łzom na spływanie po moich policzkach. Wtedy byłam taka bezbronna, nie miałam ochoty na dalsze życie. Nie wiedziałam co robić, głowa pękała mi o wszelakim myśleniu o mamie, Elizabeth i ojcu. To wszystko powoli mnie zabijało, a ja.. A ja jak zwykle nie wiedziałam, co z tym wszystkim zrobić...
~*~
Rozdział V gotowy. Kolejny ukażę się jutro bo całą sobotę mam wolną i nic takiego nie robię.
Dziękuję za 12 komentarzy pod rozdziałem IV. Jest mi naprawdę bardzo miło.
Czy mogę liczyć na tle samo komentarzy pod tym rozdziałem? :)
@BiebsDelRey_
Aż mi łzy napłynęły do oczu. Piękny rozdział czekam na następny .!♥
OdpowiedzUsuńNiesamowity! Czyli jutro nowy rozdział, tak? Już się nie mogę doczekać. Justin w tym opowiadani jest no taki... ahh? Tak, chyba dobrze określiłam. Biedna Tilde. Wszystko jej się wali. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńMi również łzy napłynęły ♥
OdpowiedzUsuńświetny rozdzial, czekam z niecierpliwością na następny :)
@justlovpurple
Miałam łzy w oczach <3 Świetnie piszesz! Masz talent!
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na nn ;) @Next2you_Biebss
Co mogę powiedzieć? Po prostu masz wielki talent i potencjał do pisania ;) Twoje opowiadanie jest świetne i bardzo wciągające<33 Z wielką niecierpliwością czekam na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuń@Kate2599Biebs
AAAAA!! rozdzial jest cudoowny, nie spodziewałam sie taiego obrotu akcji !<3 czekam na NN @Domciulka
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały :) Zarąbiste to jest :* - Karolina ;p
OdpowiedzUsuńPrawie się popłakałam...;) Świetnie się zapowiada,czekam na następny rozdział! <3 @Siwa1426
OdpowiedzUsuńNa prawdę świetny rozdział.Twoje opowiadanie jest jednym z najlepszych jakie czytałam.
OdpowiedzUsuń/ @yep_narry
Blog się różni od tych co czytałam, ale to plus dla Ciebie. Naprawdę umiesz pisać, i umiesz dobrać słowa. Blos Super ! Pozdrawiam. xxx @Wikka1Direction
OdpowiedzUsuńświetne to opowiadanie ! :) Ciekawa fabuła :D Nie mogę doczekać się kolejnego ! <:
OdpowiedzUsuńnie dość że mama jej zmarła , to jeszcze przyjaciółka się wyprowadziła . Co raz bardziej podoba mi się ten blog , przyjemnie się czyta . @TheBieberCute
OdpowiedzUsuń